Było
to letnie, sobotnie popołudnie. Takie, jakich wiele w Cokeworth o
tej porze roku. Rudowłosa dziewczynka siedziała nad brzegiem rzeki,
w cieniu rozłożystego klonu. Mocząc nogi w chłodnej wodzie
zaciekawiona przyglądała się swojemu odbiciu. Przedstawiało ono
lekko uśmiechniętą, piegowatą buzię, duże, błyszczące się,
zielone oczy oraz istną burzę miedzianych włosów, falami
opadającymi na szczupłe ramiona. Z pozoru zwykła twarz zwyczajnego
dziecka. Jednak w Lily Evans nie było nic zwyczajnego. Nie chodziło
tu tylko o ogromną chęć przygody, wybujałą wyobraźnię czy
zamiłowanie do czytania książek. Nie. W tej dziewczynce było coś
niezwykłego, coś co sprawiało, że wielu ludzi ulegało czarowi
jaki wokół siebie roztaczała. Czyżby to był ten dziwny błysk
zielonych oczu, które zdawały się skrywać jakąś odwieczną
tajemnicę, o której wiedziała tylko ich właścicielka? A może
ten niewinny uśmiech, gdy po raz kolejny uniknęła reprymendy
rodziców? Co do jednego nie można było mieć wątpliwości - wokół
tej dumnej i upartej istoty działy się rzeczy niespotykane i
niezrozumiałe dla zwykłego śmiertelnika...
Uwagę
Lily musiało przykuć najwyraźniej jakieś fascynujące zjawisko,
gdyż zielone oczy pomknęły szybko na drugą stronę rzeki, a cała
postać dziewczynki zastygła w niemym zachwycie. Oniemiała
dziewięciolatka patrzyła jak promyki górującego na niebie słońca
odbijając się na tafli wody tworząc tysiące iskrzących się
kryształków. Przypominały zastępy wróżek podążających w
nieznane. Szkoda, że Tunia tego nie widzi.
- pomyślała uśmiechając się smutno. Jej starsza siostra była
zajęta przygotowaniami do tegorocznego balu. Już prawie od tygodnia
nie zamieniły ze sobą ani jednego słowa. Lily wiedziała jednak,
że nie w tym rzecz. Chodziło o ich wieczorną rozmowę i kłótnię
przy śniadaniu. Uśmiechnęła się melancholijnie, obserwując
flotę wróżek spokojnie dryfujących przez niebezpieczny kanion,
jakim w jej niemanieniu była ta spokojna rzeka. Czasami tak bardzo
chciałaby być jedną z nich. Uwolniona od wszelkich trosk
zamieszkałaby w swojej magicznej krainie, do której nieproszeni
goście nie mieliby wstępu. Dlaczego wszystko nie mogłoby
prostsze? - westchnęła
powracając do rzeczywistości. Sprawa tego tajemniczego chłopca
spędzała jej sen z powiek, a po umyśle błąkało się tylko
jedno słowo – c z a r o w n i c a.
Zmarszczyła czoło. A jeśli mówił prawdę? Może,
rzeczywiście była czarownicą?
Z jednej strony sama myśl o czymś podobnym wydawała się
straszliwie głupia, z drugiej strony jednak nie potrafiła znaleźć
innego wyjaśnienia dla swoich umiejętności. Co za
bzdura! - pomyślała wyjmując
nogi z wody - Co mi w ogóle chodzi po głowie? Tunia jak
zwykle miała rację. Zdecydowanie nie mogła być czarownicą. Po
prostu nie mogła. On musiał się mylić. Kłamał.. Tylko, tylko
dlaczego? Zmrużyła oczy przed słońcem padającym jej na
twarz. Czarny nietoperzy kształt zamajaczył się na tafli wody.
Wzdrygnęła się przestraszona otwierając szeroko oczy i niemal
natychmiast podrywając się na równe nogi. Obróciła się
energicznie, by stanąć twarzą w twarz z przeciwnikiem czającym
się za jej plecami. Spłonęła ognistym rumieńcem, gdy ujrzała
przed sobą bladego, kościstego, czarnowłosego chłopca w
przydługiej pelerynie. Tego samego, który kilka dni temu nazwał ją
czarownicą.
-
Przepraszam. - mruknął pod nosem, z wzrokiem utkwionym na stopach -
nie chciałem cię przestraszyć. Zła na siebie Lily zmierzyła go
nieprzychylnym spojrzeniem.
-
Co tu robisz? Znowu mnie szpiegujesz? - zapytała napastliwie
krzyżując ręce na piersiach.
-
Wcale cię nie szpieguje, ja tylko.. - ciemny rumieniec wyskoczył na
jego bladej twarzy.
-
Tylko co?
-
Nieważne. - powiedział zrezygnowany szykując się do odejścia.
Lily zdumiona patrzyła jak nietoperza sylwetka schodzi z wzgórza
oddalając się coraz bardziej. Coś dziwnego, tak jakby wyrzuty
sumienia wezbrało odezwało się we wnętrzu rudowłosej i zdawało
się krzyczeć na całe gardło: Przecież tak nie można..!
-
Zaczekaj! - zawołała zbiegając ze zbocza i starając się dorównać
mu kroku. - Nie możesz sobie tak po prostu pójść!
-
Dlaczego niby? - zapytał od niechcenia nie przerywając marszu,
nawet na nią nie patrząc. Przygryzła dolną wargę zastanawiając
się czy naprawdę chce wiedzieć to o co chciała się go zapytać.
-
Muszę się się czegoś dowiedzieć to ważne. - zaczęła
niepewnie.
-
Tak? - spytał niemal sarkastycznym tonem - Słucham. Mów, jeśli to
takie ważne.
Spojrzała
na niego uważnie, jakby badając jego reakcję. Wciąż na nią nie
patrzył. Jeśli się nie zapyta to nigdy się nie dowie.
-
Dlaczego nazwałeś mnie czarownicą? - wypaliła jednym tchem,
czekając na wybuch szyderczego śmiechu. Severus zatrzymał się
jednak patrząc na nią z zaskoczeniem i uśmiechem na twarzy.
-
To chyba oczywiste nie? - zapytał pogodnie, nie mogąc się jednak
wyzbyć lekko drwiącego tonu. Lily uniosła brwi do góry, na co jej
rozmówca westchnął ciężko.
-
Masz dar. - odparł rzeczowym tonem- Widziałem co wtedy zrobiłaś i
co robiłaś wcześniej... to.. to była magia.
-
Tunia mówi, że kłamiesz. - powiedziałaby jakby na swoje
usprawiedliwienie. - Dlaczego miałabym ci uwierzyć?
Severus
westchnął po raz kolejny patrząc na nią jakby z politowaniem.
-
Twoja siostra jest mugolką. Nigdy tego nie zrozumie. - powiedział
poważnie, po czym zamilkł, zamknął oczy i z pełnym skupieniem
zaczął szeptać coś pod nosem. Z początku nic się nie stało,
jednak później gałęzie pobliskiego drzewa poruszyły się lekko
uwalniając kilkadziesiąt liści. Liście te nie zachowywały się
zwyczajnie jak przedmioty niesione wiatrem. Zataczały koliste kręgi,
jakby były złączone w dziwacznym tańcu. Lily obserwowała je z
nieukrywanym zachwytem, przez moment czuła nawet jakieś
nieracjonalne pragnienie złapania jednego z nich. Po chwili Severus
otworzył oczy z zadowoleniem przyglądając się swojemu dziełu.
Lily popatrzyła na niego z podziwem. W głowie kłębiło jej się
tysiące myśli i pytań, jednak milczała nie mogąc wydusić z
siebie ani słowa. Zahipnotyzowana obserwowała opadające na ziemię
spiralami liście.
-
To, to było niesamowite! - zawołała, po kilku chwilach milczenia,
patrząc na niego błyszczącymi oczami i lekko rozdziawioną buzią
- Wyglądały jakby.. Jak ty to.. ?
-
Magia – odpowiedział prosto uśmiechając się lekko. Po chwili
jednak spojrzał na nią uważnie jakby się nad czymś
zastanawiając, po czym jego głos przybrał pełen powagi ton.
-
Widzisz Lily.., ty i ja.. jesteśmy wyjątkowi, jedyni w swoim
rodzaju. Zobaczysz pewnego dnia sowy doręczą nam listy i pojedziemy
do Hogwartu - największej i najlepszej Szkoły Magii i
Czarodziejstwa w Europie. Tam nauczymy się panować nad swoimi
zdolnościami. Wtedy sama się przekonasz. Jednak do tego momentu
zostało jeszcze trochę czasu. Chodź pokażę ci coś magicznego
TERAZ. - powiedział
wpatrując się w rudowłosą z nadzieją i pewną obawą zarazem.
Zupełnie tak jak gdyby bał się, że zaprzepaścił kolejną szansę.
- Pójdziesz ze mną?
Lily
wesoło przytaknęła głową na znak zgody.
Przez
chwilę szli w milczeniu wzdłuż rzeki, ciesząc się pięknym
letnim popołudniem. Właściwie to rudowłosa cieszyła się cudowną
pogodą, a Severus był po prostu szczęśliwy, że mógł mieć ją
za towarzyszkę. W pewnej chwili Lily poczuła jednak, że już
dłużej nie może powstrzymać swojej ciekawości.
-
Jaki jest ten cały Hogwart? - zapytała z wyrazem pełnego
zamyślenia na twarzy.
-
Wspaniały, ogromny, monumentalny. - odpowiedział rozmarzonym tonem
uśmiechając się szeroko - Hogwart to zamek położony na skarpie
nad jeziorem prawdopodobnie gdzieś w Szkocji.., nikt właściwie nie
jest pewien bo jest nienanoszalny..
-
Jaki jest? - zaciekawiła się Lily.
-
Nienanoszalny. Chodzi o to, że nie jest umiejscowiony na żadnej
mapie.
-
Dlaczego?
-
Mugole nie mogą przecież wiedzieć o istnieniu magii, bo sprawiło
by to zbyt dużo kłopotów – dodał widząc kolejny znak zapytania
malujący się na jej piegowatym czole - Tak czy owak pałętanie się
wokół starego zamczyska przesyconego starożytną magią może być
wręcz dla nich niebezpieczne. Dlatego Hogwart objęty jest specjalną
ochroną tak aby żaden mugol nie mógł go odnaleźć. Więc jeśli
nawet ktoś niemagiczny – wyjaśnił dostrzegając zdziwienie Lily,
gdy tylko usłyszała wyraz mugol - stanie przed zamkiem
zobaczy tylko same ruiny.. W każdym bądź razie Hogwart został
założony wieki temu przez uczniów samego Merlina..
Tak
właśnie Severus zaczął wprowadzać Lily do świata magii.
Opowiadał jej o Hogwarcie, domach, zajęciach w czarodziejskiej
szkole, starożytnych czarach, Azkabanie, Szpitalu Świętego Munga,
ulicy Pokątnej i o Ministerstwie Magii, które czuwa nad tym by
żaden mugol nie dowiedział się o społeczeństwie czarodziejów.
Lily słuchała z zapartym tchem, w wyobraźni zwiedzając te wszystkie
niezwykłe miejsca. W końcu jednak Severus zamilkł, a Lily
uświadomiła sobie, że zdążyli dojść już do pobliskiego lasu,
a właściwie znajdowali się w samym jego centrum tuż przed
niewielkim, drewnianym młynem. Dziewczynka nie mogła powstrzymać
się przed dość głośnym i nerwowym przełknięciem śliny.
Severus przystanął uważnie jej się przypatrując.
-
Coś się stało? Jesteś blada niczym jakaś wampirzyca. - spróbował
zażartować w celu rozluźnienia atmosfery. Lily puściła jego
uwagę mimo uszu.
-
Chyba tam nie idziemy, prawda? - zapytała mając nadzieje, że jej
struny głosowe nie drgają bardziej niż powinny. Severus zrobił
zaskoczoną minę.
-
Dlaczego niby mielibyśmy tam nie iść?
Lily
westchnęła ciężko, patrząc na niego z obawą i poczuciem wstydu.
Nie miała wątpliwości, że teraz
naprawdę ją wyśmieje.
-
Tam straszy – powiedziała lekko rozdygotanym głosem - Wszyscy
wiedzą, że to miejsce jest przeklęte.
Nie
wyśmiał, jej ale jego pełne politowania spojrzenie mówiło
wszytko.
-
Wszyscy? Naprawdę wierzysz w to co wymyśliła sobie jakaś grupka
dzieciaków? - zapytał spokojnym głosem patrząc jej prosto w oczy.
Lily poczuła, że się czerwieni.
-
Nie, ale..
Severus
zdawał się jej jednak wcale nie słuchać. Wbiegł po drewnianych
schodach i stanął przed drzwiami prowadzącymi do młyna, otworzył
je ostentacyjnie na oścież, wszedł do środka, po czym wyszedł z
okrzykiem, odbijającym się echem między konarami drzew:
-
Widzisz jeszcze żyję! Idziesz czy nie?
-
Idę! - odkrzyknęła i bez przekonania ruszyła w stronę młyna.
Pokonała serię przeraźliwie skrzypiących schodów i niechętnie
stanęła przed olbrzymimi, dębowymi drzwiami. Nie chciała wyjść
na tchórza, jednak perspektywa wchodzenia do starego, ciemnego,
nawiedzonego pomieszczenia nieco ją odrzucała. Severus popatrzył
na nią wyraźnie zmartwiony.
-
Słuchaj nie musisz tam iść jeśli nie chcesz lub naprawdę boisz
się duchów. - powiedział.
Lily,
jednak podjęła już decyzję. Zrzuciła mu tylko harde spojrzenie i
odważnie przekroczyła próg niemal natychmiast tego żałując,
gdyż otoczyły ją niemal egipskie ciemności. Gdzieś za sobą
usłyszała szept Severusa:
-
Naprawdę nie ma się czego bać. Dobrze znam to miejsce. Czasami tu
nocuję.
Zielone
oczy Lily rozszerzyły się z zdziwienia, a po plecach przeszły jej
ciarki. Nie mogła sobie nawet wyobrazić spania w takim miejscu.
Nocą musiało być tu straszliwie zimno, niewygodnie i upiornie. Już
za dnia było tu upiornie.
-
Dlaczego? Dlaczego tu nocujesz? - zapytała szeptem. Nie śmiała
podnosić głosu. Wiedziała, że jeśli coś czaiło się w
ciemności to nie należało tego ani budzić ani prowokować. Wolała
nie ryzykować. Chociaż prawie nie widziała twarzy Severusa czuła
na sobie spojrzenie jego niesamowicie czarnych oczu. Te oczy zdawały
się wywiercać wnęki w jej duszy. Wydawałoby się, że zaraz coś
w nim pęknie. Chłopiec jednak jak gdyby nigdy nic poszedł do
pobliskiej ściany i otworzył drewniane okiennice. Do pomieszczenia
wpadł blask słonecznego światła oświetlając srebrzyste drobinki
kurzu unoszące się w powietrzu. Świetliste promienie obudziły
również stadko nietoperzy zwisających z głowami w dół z jednej
z stropowych belek. Rozbudzone ssaki z głośnym trzepotem skrzydeł
wyleciały z pomieszczenia przez uchylone drzwi. Severus dalej stał
tyłem do niej, a jego czarna, nietoperza sylwetka wyglądała
naprawdę upiornie na tle jasnego blasku, wydobywającego się zza
okna.
-
Czasami boję się spać w domu. - oznajmił spokojnie, podchodząc
do kolejnej okiennicy. - Rodzice... Oni wiecznie się kłócą..,
skaczą sobie do gardeł, wręcz się nienawidzą – powiedział
wpuszczając kolejne promienie światła do pomieszczenia - Najgorszy
jest ojciec on... - głos mu się załamał, a to co chciał
powiedzieć nie mogło przejść mu przez gardło. Lily poczuła się
bardzo głupio i nieswojo. Nie wiedziała, co powiedzieć. Podeszła
do niego, nieśmiało kładąc mu rękę na barku.
-
Severusie..., ja.. nie.., nie wiedziałam. Tak mi przykro.
-
Przykro? Jest ci przykro? - zapytał z goryczą i złością w
głosie.
Odwrócił
się i ze złością strzepnął jej rękę z swojego ramienia. W jego
oczach malowała się furia.
– Nie
wiesz jak to jest! Nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazić. Nie
potrzebuję twojej litości! - warknął patrząc na nią z czystą
nienawiścią. - Nikt nie będzie nad mną litował. Nikt!
Słyszysz!?
Lily
odruchowo odsunęła się od tyłu. Miała ogromną ochotę stąd
wybiec. Szczerze mówiąc żałowała, że w ogóle tu przyszła.
Severus chyba to zauważył, bo jego wyraz twarzy diametralnie się
zmienił.
-
Lily, przepraszam. Nie powinienem ci tego mówić. Nie chcę, żebyś
się mnie bała.
-
Nie boję się – powiedziała lekko drżącym głosem. Spojrzał na
nią niepewnie. - Naprawdę. Możesz mi mówić o wszystkim, o czym
tylko chcesz. - wydusiła z siebie uśmiechając się blado.
Severus
nie wyglądał na przekonanego, jednak nic nie powiedział. Kucnął
pośrodku pomieszczenia i zaczął odgarniać na boki słomę. Po
chwili widać już było drewnianą klapę do piwnicy.
-
Ojciec nienawidzi magii. Pewnego dnia tak się wściekł.., że
spalił.. prawie wszystkie księgi z zaklęciami.. Mama bardzo długo
płakała... Te które udało się ocalić ukryliśmy tu. -
powiedział otwierając drzwiczki – Wiedzieliśmy, że mugole nie
będą tu zaglądać. Uważali to miejsce za przeklęte, po za tym
nałożyliśmy prostą, magiczną ochronę, która odstraszałaby
zbyt ciekawskich. Nikt niemagiczny nie jest w stanie tu dotrzeć. -
zakończył schodząc po drewnianej drabinie w głąb podziemnego
pomieszczenia. Rudowłosa
zaciekawiona przystanęła nad ciemną dziurą, z której po chwili
wyłoniła się głowa Severusa.
-
Schodzisz? - zapytał z uśmiechem.
-
Tam jest ciemno – zaczęła niepewnie, jednak Severus przerwał jej
stanowczo.
-
Teraz już nie jest. - powiedział wskazując na świetlistą kulę
unoszącą się nad jego głową.
-
Wow! Jak to zrobiłeś? - zapytała zachwycona, przyglądając się
migoczącemu światełku.
-
Ach to? To bardzo proste, nauczę cię kiedyś.
Na
te słowa Lily obdarzyła go uroczym uśmiechem i zeszła do tajemnej
biblioteki.
Wprost
nie mogła uwierzyć, że na tak niewielkiej powierzchni może
znajdować się, aż tyle książek. Przed swoimi oczami miała
niemal setki magicznych woluminów, poukładanych w ogromne stosy
tworzące istny labirynt korytarzy. Wiele książek niemal
rozlatywała się z starości, niektóre z nich były szkolnymi
podręcznikami opatrzonymi tajemniczymi inicjałami E.P., inne miały
czarne skórzane oprawy i roztaczały wokół siebie złowrogą aurę.
Te zaliczyć można do pośledniejszych ksiąg czarnoksięskich,
jednak znajdowały się tu również czysto czarnomagiczne księgi dotykające naprawdę mrocznych aspektów magii. Te jednak Severus
starał się omijać szerokim łukiem. Nie wspominał również Lily
o dniach i nocach, które spędzał wetując zakazane tomiszcze,
ucząc się nielegalnych zaklęć. Nie sądził by to zrozumiała.
Właściwie sam dokładnie tego nie rozumiał. Wiedział, że to złe
i niemoralne, jednak przynosiło mu to ulgę i ukojenie, a zarazem
pogłębiało nienawiść, jaką w sobie nosił. Wiedział, że
kiedyś będzie miał narzędzie by zemścić się na ojcu, za
wszystko co im zrobił. Jednak teraz co innego, a właściwie ktoś
inny zaprzątał mu myśli. Uśmiechnął się widząc zachwyconą
Lily przechadzającą się pomiędzy stertami książek. Gdy w końcu,
pod dokładnych oględzinach, wspólnie wybrali dwie księgi,
wynurzyli się jak to ujęła Lily z krainy mądrości do
świata żywych. Po czym usiedli
na kupce słomy wertując Wielką Księgę Zaklęć
i Podręcznik do eliksirów dla klasy I. Lily
oniemiała oglądała te książki traktując je niemal jak swój
największy skarb.
-
Po co komu zaklęcie Galaretowatych Nóżek? Albo Zakręconego
Jęzora? - pytała naśmiewając z kolejnych to coraz bardziej
zwariowanych formułek. Książka od Eliksirów rozbiła na niej
jeszcze większe wrażenie. - Nawet nie wiedziałam, że tak można..!
Słuchaj Sev myślisz, że
moglibyśmy coś takiego tutaj uwarzyć?
Severus
zaglądał wtedy do książki.., dumny, że został obdarzony
zdrobniałym mianem Sev.
-
Em.. no właściwie można by, ale skąd weźmiesz np.
pierwszomiesięczną krew dziewicy? - w takich sytuacjach demoniczny
uśmiech rozjaśniał twarz rudowłosej. Lily naprawdę zastanawiała
się kiedy będzie wcielić do swego szatańskiego planu Tunię.
Siedzieli tak długo, wspólnie czytając kolejne podręczniki,
ćwicząc zaklęcia, obmyślając jak zdobędą coraz to dziwniejsze
składniki eliksirów i dzieląc się nowinami i wyobrażeniami na
temat magicznego świata. Nim się jednak spostrzegli słońce
zaczęło zachodzić na horyzontem. Właściwie się nie spostrzegli.
Lily nie mogąc dostrzec zlewających się z sobą liter, wyciągnęła
rękę tam gdzie powinna znajdować się jej lampka nocna.
-
Sev , zapalisz światło? - zapytała uprzejmie.
-
Lily tu nie ma światła – oznajmił spokojnie.
-
Co? Jak to nie ma światła!? - zapytała zdziwiona odrywając się
od książki, przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje, a gdy
się zorientowała zobaczyła złocisty blask za oknem. Rudowłosa
zerwała się na równe nogi pospiesznie oddała Severusowi książki.
- Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść! Nie jadłam obiadu! -
powiedziała zmieszana ruszając w stronę drzwi. Severus na to
pokręcił z niedowierzaniem głową i zadał jedno z tych
inteligentnych pytań, które dziewięcioletnim, rudowłosym
czarownicom nie przychodzą do głowy w sytuacji kryzysowej:
-
A wiesz chociaż którędy masz iść?
Lily
zrobiła stropioną minę. Nie właściwie to nie wiedziała,
zupełnie nie miała pojęcia! Co prawda wiedziała, że szli wzdłuż,
rzeki lub strumienia.., ale kilka razy zbaczali z drogi.
- Zaczekaj, odniosę książki i cię odprowadzę. - powiedział tylko
widząc jej wyraz twarzy.
Gdy
tylko odstawił książki, zamknął młyn wyszli na dwór. Las
wyglądał cudownie, magicznie. Kora drzew i liście skąpane były w
złocistym, dogasającym już świetle zachód. Lily pomyślała, że
wygląda jeden z tych mitycznych gajów, pod których przechadzały
się nimfy. Ciekawie czy nimfy naprawdę istnieją? Będzie musiała
się spytać Seva. Chociaż i tak była pewna, że tak. Żyła w
świecie, w którym wszystko było możliwe.. Dzisiaj spełniły się
jej wszystkie dziecinne marzenia.., to co uważała postacie i stwory
z najpiękniejszych baśni żyły naprawdę. Severus nie mógł
oderwać od niej wzroku, wyglądała jak młoda driada i była taka
szczęśliwa, nawet krok miała lekko skoczny..
-
Lily? - zapytał nagle Severus, rudowłosa odwróciła się
zaskoczona, tak mocno wsłuchała się w odgłosy lasu, że
całkowicie zapominała o jego obecności.
-
Tak Sev?
-
Musisz mi obiecać..
-
Co tylko chcesz – odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Popatrzył
na nią poważnie, wzrokiem sprowadzając ją z krainy marzeń na
ziemię.
-
Obiecaj że nikomu nie powiesz o tym co dzisiaj widziałaś.
-
Nawet Tuni? - zapytała z obawą w głosie. Nie chciała mieć
żadnych tajemnic przed siostrą.
-
W szczególności jej! - odpowiedział marszcząc czoło. Chyba
chciał jeszcze coś dodać, jednak w porę ugryzł się w język. -
Obiecujesz?
-
Na mały palec i własny honor. - odpowiedziała wyciągając dłoń.
Severus popatrzył na nią z niedowierzaniem, ale Lily miała
naprawdę poważną minę.
-
Ja Lily Evans obiecuję na własny honor i mój mały palec, że
nikomu nie zdradzę zdarzeń dnia dzisiejszego. - powiedziała
wysuwając dłoń. Ich małe palce splotły się w uroczystej
przysiędze.
-
No teraz mamy wspólna tajemnicę. - podsumowała Lily uśmiechnęła
się szeroko. Severus również odpowiedział uśmiechu. Przez chwilę
szli w milczeniu, jednak czarnowłosy wydawał się jakiś stropiony.
Lily posłała mu pytające spojrzenie. Severus zbierał się chwilę
w sobie, spojrzał na nią z obawą, a na jego twarzy pojawiły się
lekkie rumieńce.
-
Lily myślisz, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi? - zapytał
zakłopotany chowając ręce do kieszeni peleryny.
-
Myślałam, że już jesteśmy. - odparła szczerze Lily uśmiechając
się rozbrajająco.
-
Wiesz, ja nie wiem jak to jest. - wyszeptał Severus dokładnie
egzaminując swoje buty.
-
Dlaczego.? - spytała zdziwiona.
-
Nigdy nie miałem przyjaciela. - odparł dogłębnie zawstydzony.
-
Teraz już masz jednego. - odpowiedziała chwytając go za dłoń. -
Tylko wyprowadź mnie z tego lasu, bo jestem naprawdę głodna.
Severus
uśmiechnął się z pobłażaniem, odsłaniając przed nią gałązki
krzewów.
-
Ta dam! Już cię wyprowadziłem. - odpowiedział.
Przed
nimi rozpościerało się wzgórze z kasztanowcem pod którym
spotkał Lily dzisiejszego popołudnia. W dole widać było widać
niewielkie osiedle, w którym mieszkała rudowłosa. Wymienili między
sobą smutne spojrzenia, żadne z nich nie chciało się jeszcze
rozstawać.
-
Lily, my naprawdę będziemy przyjaciółmi? - zapytał Severus
patrząc na usłane gwiazdami niebo niebo.
-
Tak, Sev. Będziemy najlepszymi przyjaciółmi na zawsze. - odparła
smutno Lily puszczając jego dłoń. Jej oczy zdawały się mówić:
przykro mi, ale muszę już iść. Severus kiwnął tylko
przyzwalająco głową, Lily uśmiechnęła się lekko.
-
Pa Sev! - zawołała skocznym krokiem zbiegając ze trawiastego
zbocza. - Do zobaczenia Lily – wyszeptał patrząc na znikającą wśród szeregu domków jednorodzinnych ukochaną przyjaciółkę. To był naprawdę piękny dzień.
~~*~~*~~
Rozdział
zainspirowany piosneką You'll be in my heart Phila
Collinsa i poniższym klipem z YT ♥,
a pisany przy cudownym kawałku The Cranberries Ode to my
family. Komentarze są mile widziane :)
Oh jakie to słodkie wszystko jest noo. Aż wierzyć się człowiekowi nie chce, że potem wszystko potoczyło się tak jak potoczyło... Mam tylko nadzieję, że u ciebie przyjaźń Lily-Severus potrwa trochę dłużej ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że jak czytałam dialogi naprawdę miałam wrażenie, że są mówione przez dzieci. Szczególnie fragment o Lily i jej przysiędze na mały palec ;).
GE.NIAL.NE
OdpowiedzUsuńWSPA.NIA.ŁE
CU.DOW.NE
I.DE.AL.NE
WZRU.SZA.JĄ.CE
IN.TE.RE.SU.JĄ.CE
uwielbiam to! i lecę dalej
Wooow najlepszy blog jaki czytalam. Nareszcie nie o Dramione tylko o mojej ulubionej erze Huncwotów! Pisz dalej!!!!
OdpowiedzUsuń