poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 2 Listy i komplikacje

      Bezmyślnie wpatrywała się w tarczę zegara. Zostało jeszcze piętnaście minut. Dlaczego nauczyciele nie pozwalają oddawać prac przed czasem? Skończyła pisać test jako jedna z pierwszych. Przejrzała swoje odpowiedzi po raz kolejny, nanosząc drobne poprawki.
- Zostało wam jeszcze dziesięć minut – oznajmiła nauczycielka. Siedząca koło niej Leslie uśmiechnęła się blado. Duże okrągłe litery zajęły już znaczną część wyznaczonego miejsca. Lily odwzajemniła uśmiech. Lesile była jej jedyną przyjaciółką i zarazem jedyną osobą z której mogła zwierzyć się z problemów z siostrą. Miała jeszcze Severusa.., tak tylko, że on był przyczyną tych problemów. Westchnęła cicho bawiąc się długopisem. Dziś znowu miała się z nim spotkać. Niedługo mijały dwa lata od kiedy dowiedziała się, że jest czarownicą. Wiele przez ten czas zmieniło. Sporo się nauczyła o świecie magii, a ona i Pet stawały się sobie coraz bardziej obce. Zbyt obce, praktycznie się do siebie nie odzywały. Petunia nie tolerowała wizyt Severusa w ich domu. O ile można by było mówić tu o tolerancji, bo to co łączyło Tunię i Seva można było nazwać tylko i wyłącznie czystą nienawiścią. Lily jej się nie dziwiła. Nikt przecież nie chciałby się budzić z szczurami pod łóżkiem, kijankami pływającymi w umywalce i wielkim pająkiem we włosach. W dodatku być wyzywaną różnymi, zupełnie niezrozumiałymi wyzyskami. Lily starała się hamować Severusa. Jednak nawet gdy jej przyjaciel starał się być w obecności jej siostry spokojny i opanowany, Tunia nie dawała za wygraną rzucając złośliwymi komentarzami na temat jego rodziny. Sytuacja rodzina Severusa była skomplikowana. Mimo próśb i nalegań przyjaciel niechętnie o niej mówił, nie miał zamiaru pozwolić sobie pomóc. Czasami Lily miała dziwne wrażenie, że ze względu na ojca Severus nienawidzi wszystkich mugoli, nawet Lesile, która usilnie starała się być dla niego miła. Ruda z uśmiechem pomyślała, że chyba nigdy nie zapomni ich trójki, a właściwie czwórki, licząc Tunię, skulonej na dywanie w salonie oglądającej Neila Armstronga wykonującego swój pierwszy krok na księżycu. Sev do dziś nie mógł pojąć do czego miał służyć ten niby przełomowy lot. Tak samo jak zupełnie nie rozumiał czemu Lily musi uczęszczać do mugolskiej szkoły. Pan Nietoperz uczył się oczywiście wszystkiego sam :). Przyjaźń z Severusem bez wątpienia była trudna i skomplikowana, wymagała wielu wyrzeczeń. Mimo to Lily nie żałowała, że go spotkała, postanowiła mu zaufać i uwierzyć w magię. Właściwie nie mogła sobie już przypomnieć jak wyglądało jej życie przed poznaniem go. Pamiętała tylko, że wszyscy się od niej odsuwali obawiając się Petunii. A po korytarzach włóczyła się z Leslie, która przez wszystkich uważana była za nieco stukniętą hipiskę. Teraz ją to zupełnie nie obchodziło i nie zamieniłaby Les i Seva, ani ich szalonych przygód na nic ani na nikogo innego. To właśnie Pan Nietoperz nauczył ją jednej, ważnej rzeczy – by nie osądzać ludzi po pozorach. A przede wszystkim był jej najlepszym przyjacielem i przewodnikiem po świecie magii i dziecięcych marzeń..
      Odgłos jak to twierdziła Lesile zbawczego dzwonka przywołał błądzącego w wspomnieniach ducha Lily na ziemię, do teraźniejszości. Rudowłosa oddała pracę nauczycielce, spakowała rzeczy do plecaka i z ulgą opuściła klasę. Na korytarzu czekała już na nią blada z zdenerwowania, popielatowłosa przyjaciółka. Co jak co, ale historia nie była najmocniejszą stroną Leslie.
- Zdążyłaś? - zapytała Lily uśmiechając się lekko. Dziewczyna popatrzyła na nią rozbieganymi oczyma.
- Ledwo co. - wydusiła - Chyba napisałam wszystko.. Znaczy się.., - spojrzała zmartwiona na Rudą - Ugh, Nigdy nie mogę zapamiętać tych głupich dat! - jęknęła - Czasy Tudorów, jeszcze przeżyję, ale II wojna światowa? - zapytała pretensjonalnie, żywiołowo gestykulując. Lily uśmiechnęła się lekko szturchając koleżankę w bok.
- Trochę trudno się skupić na pisaniu, jeżeli gapi się na Davida.
- Wcale się na niego nie gapiłam! – zaprzeczyła gorąco przyjaciółka, ale na jej policzkach pojawiły się wyraźne rumieńce. Rudowłosa wzniosła oczy ku niebu.
- Za to widziałam, jak Kevin na ciebie zerka. - oznajmiła Leslie w odwecie, cicho chichocząc. - Chyba wpadłaś mu w oko.
- Daj spokój. - powiedziała Lily zatrzymując się obok swojej szafki. - Myślałam, że to zamknięty temat. - dodała wykładając niepotrzebne książki i wyjmując z niej niebieską kurtkę. - Na serio Lesile to zamknięty temat! - powtórzyła oburzona widząc dziwnie uśmiechniętą twarz przyjaciółki.
- Nie ja zaczęłam. - usprawiedliwiła się Lesile szczerząc się szeroko. - No to co dzisiaj robimy? - spytała czekając aż Lily zamknie szafkę. Rudowłosa zrobiła zakłopotaną minę.
- Dzisiaj nie mogę nigdzie wyjść, muszę wrócić wcześniej do domu. – skłamała. Chociaż były najlepszymi przyjaciółkami Lesile nie wiedziała nic o jej magicznych zdolnościach, ani o tym, że prawdopodobnie nie wybierały się razem do Sant Louis. Może to było dziecinne i głupie, ale Lily wciąż przechowywała w głowie słowa Severusa : Mugole nie mogą przecież wiedzieć o istnieniu magii, bo sprawiło by to zbyt dużo kłopotów. Czego Tunia zdawała się być idealnym przykładem. Leslie przełknęła jej wymówkę to bez większego zawodu.
- Nie ma sprawy, zobaczymy się kiedyś indziej. - powiedziała uśmiechając się i zerkając wymownie na rudowłosą. Wyszły nad dwór i razem podprowadziły rower Lily do szkolnej bramy. Gdy tylko Ruda wsiadła na rower, usłyszała nad sobą słodki głos popielatowłosej kładącej jej rękę na ramieniu.
- Wiesz co Evans? - zapytała panna Connors zamyślonym tonem. - Szczęściarz z tego Sev'a.
- Leslie! - zawołała przez ramię oburzona Lily, powoli zaczynając pedałować.
- Tak, wiem. Też cię kocham! - odpowiedziała na pożegnanie przyjaciółka patrząc jak Lily znika za najbliższym zakrętem.

Lily naprawdę nie wiedziała dlaczego ma tak podły humor. To wszystko przez tę przeklętą marcową pogodę – pomyślała rozglądając się pozostałości śniegu zalegające na chodnikach tworząc swoistą breję.
- A może chodzi o coś innego? - mruknęła na głos bezwiednie obrzucając spojrzeniem szeregi brunatnoceglastych kamienic. Tak zdecydowanie trapiło ją coś innego. Jej jedenaste urodziny zbliżały się nieubłaganie, a w niebieskich przestworzach nie mogła dopatrzyć się żadnej sowy. Czyżby Petunia okazała się mieć jednak rację? Może nie ma żadnego Hogwartu..? Albo moja moc jest zbyt słaba? Nie miała pojęcia co by wtedy zrobiła. Egzaminy wstępne miała już za sobą, złożyła podanie do szkoły Sant Louis, jednak nie wyobrażała sobie spędzić kolejnych lat edukacji u boku starszej siostry i Lesile. Bez Severusa nic nie byłoby takie samo. Nie chciało się jej jednak wierzyć, że te wszystkie popołudnia spędzone na ważeniu eliksirów, zbieraniu magicznych ziół i odgrywaniu scenek z czarodziejskiej baśni i legend, były zwyczajnymi, dziecięcymi zabawami. Wiedziała, że nie były. Na własne oczy widziała przecież list Severusa. List, oznajmiający, że przyjaciel dostał się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. List ten przyszedł dwa miesiące temu. Pamiętała jak wtedy się cieszyli, jak razem go czytali i szukali pośród zbiorów ksiąg tych co były wymienione na załączonym spisie. Jednak w głowie Lily błąkało się wciąż pytanie: A co z jej listem? Zagrzmiało, Lily wzdrygnęła się i narzuciła na siebie kaptur, niepewnie patrząc na wzburzoną, niemal granatową rzekę. By dostać się do domu lub Severusa musiała przejechać przez most. A jeśli się rozpada to przeprawa przez śliski most nie będzie taka bezpieczna. Myśląc właśnie o tym i o tym, że nie ma najmniejszego sensu iść teraz do przyjaciela, zsiadła z roweru, gdy właśnie zaczęło lać. To było gorsze od oberwania chmury, deszcz lał rzęsiście z łoskotem odbijając się od asfaltowej nawierzchni ulicy. Samochody wjeżdżały w nowo powstające kałuże ochlapując przechodniów. Lily niepewnie podprowadziła rower do mostu, a właściwe niewielkiej części mostu, który stanowił kładkę dla pieszych, resztę stanowiły dwa pasy, po których nieustanie jeździły wszelakiej maści ciężarówki.

W ulewie, modląc się, żeby nie została walnięta piorunem po półgodziny dotarła do ukochanego domu. Gdy tylko zadzwoniła do drzwi w progu domu przywitała ją zaniepokojona mama.
- Lily! Kochanie tak się cieszę, że już jesteś! - powitała pani Evans swoją zziębnięta i przemoczoną do suchej nitki córkę – Myślałam już, że coś się stało! Całe zamieszanie z tą ulewą, prąd wysiadł wyobrażasz to sobie? I na dodatek przywiało nam jeszcze niespodziewanego gościa.
- Gościa? - zapytała Lily tempo wpatrując się w mamę, jak gdyby ta oznajmiła jej, że właśnie widziała latający spodek, a do sąsiadów zawitały ufoludki. Kto normalny mógłby odwiedzić ich w taką pogodę?
- Tak mamy gościa. - powtórzyła pani Evans, kładąc kurtkę córki na kaloryferze - Jakaś nauczycielka, dziwna kobieta szczerze mówiąc, jakby zupełnie nie z tej epoki. Przedstawiła się jako profesor McGonnagall. Mówi, że zostałaś przyjęta do jakiejś prestiżowej szkoły, Howard czy coś takiego i z wielką chęcią chciałaby się poznać. Bardzo się zdziwiłam, bo nic nam przecież nie mówiłaś.. Składałaś tam podanie?

Lily nie odpowiedziała na pytanie mamy, w oczach zabłysły jej wesołe ogniki, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Dziewczyna poprawiła włosy, wygładziła rękawy kremowego sweterka i zdecydowanym krokiem wkroczyła do salonu. Gdzie czekali już na nią tata, Tunia i profesor McGonnagall. Lily pomyślała, że określenie mamy zupełnie nie z tej epoki doskonale charakteryzowało nauczycielkę. Kobieta ubrana była w ciężką, zieloną suknię, która właściwie przypominała bardziej płaszcz niż wieczorową kreację i wyglądała zupełnie tak jakby była uszyta z zamszowej zasłony. Spod ogromnego czarnego, spiczastego kapelusza z ogromnym rondlem, typowego jak Lily mniemała nakrycia głowy czarownic, widać było surową twarz o spiczastym nosie, na którym osadzone były złote okulary, połówki. Lily pomyślała, że do pełnego obrazu brakowało tylko kota, ropuchy i miotły.
- Dzień dobry. - przywitała się rudowłosa dygając nieśmiało. Profesor McGonnagall odwróciła głowę witając ją dobrodusznym uśmiechem.
- Ach tak, ty musisz być Lily Evans. - powiedziała przyglądając jej się spod złocistych okularów – Usiądź dziecko, nie krępuj się. Wspaniale cała rodzina w komplecie..
- Może herbaty? - zapytała uprzejmie pani Evans, gdy Lily usadowiła się koło taty, na kanapie po drugiej stronie małego stolika.
- Proszę się nie fatygować. - powiedziała profesor McGonnagall niespodziewanie wyciągając za pazuchy różdżkę. Wystarczyło krótkie machnięcie, by stojący na stole imbryk momentalne uniósł się, nalał herbaty do kwiecistej filiżanki i wrócił na miejsce. Oczy rodziców Lily i Petunii wybałuszyły się momentalnie, bez mrugnięcia śledząc lewitujący dzbanek.
- Tak jak już państwu mówiłam Hogwart to dość specyficzna szkoła – oznajmiła profesor McGonnagall, czekając aż państwo Evans wyjdą z osłupienia.

Chociaż Lily słyszała już od Severusa o większości spraw o jakich wspominała profesor McGonnagall, to wcale nie uważała jej wizyty za nudną, wręcz przeciwnie – świetnie się bawiła. Ledwo co tłumiła wybuchy śmiechu widząc coraz bardziej zaskoczone i zdumione miny rodziców słyszących opowieści o Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, przebiegu zajęć i przedmiotach. Lecz nawet ona sama niemal podskoczyła na kanapie, widząc profesor McGonnagall przemieniającą się w kotkę, a później znowu w człowieka, co było ostatecznym dowodem istnienia magii. Chociaż te oczywiste i widoczne dowody istnienia Hogwartu, włączając w nie list potwierdzających przyjęcie Lily do szkoły, nie rozwiały wątpliwości pani Evans odnoszącej się do całej sprawy nieco podejrzliwie.
- To na pewno nie żart? - spytała chowając list z powrotem do koperty.
- Nie proszę potraktować sprawę jak najbardziej poważnie. - oznajmiła profesor McGonnafall jak najbardziej poważnym tonem - List jest przypieczętowany i podpisany przez samego dyrektora Hogwartu. Profesor Dumbledore jest wybitnym człowiekiem.. nieskłonnym do niewybrednych kawałów...
- No dobrze, ale czy to konieczne? Czy Lily naprawdę musi tam jechać? - spytała zaniepokojona pani Evans. Pan Evans zamyślony wpatrywał się w profesor McGonnagall, delikatnie obejmując żonę ramieniem.
- Nie, nic nie jest obowiązkowe. - oznajmiła spokojnie nauczycielka- To, że dziecko nie pójdzie do szkoły nie zmieni tego, że ma szczególne zdolności. Jednak zaprzepaści i zmarnuje talent dziewczynki. Muszą się państwo przemyśleć decyzję. Muszę jednak podkreślić, że Hogwart należy do najsławniejszych, najbezpieczniejszych szkół w całej Europie. Córce nic nie będzie groziło, po za tym będzie wracać do państwa na wakacje i ferie. Zawsze możecie państwo wysyłać listy przez tzw. sowią pocztą i być z nią w stałym kontakcie. Jako świeżo mianowana wicedyrektorka mogę zaręczyć państwu..
- Tak, dziękujemy. - przerwał nieco niecierpliwie pan Evans.
- Chcielibyśmy prosić o chwilkę na naradę i przemyślenie tej niespodziewanej sytuacji. - odpowiedziała mama uśmiechając się przepraszająco. I tak oto rodzice zniknęli, za kuchennymi drzwiami a Lily została z profesor McGonnagall i bladą, osłupiałą Petunią kulącą się w rogu kanapy.
~~*~~*~~*~~
- Skąd mogę wiedzieć? - zapytał retorycznie pan Evans, opierając się o zimne drzwiczki lodówki - Nigdy nie można być niczego pewny.
- Mark zastanów się. Możemy ją stracić. Po za tym pół roku. Wiesz ile to czasu ? Ona dorasta. A my nie będziemy przy tym obecni. Nie zobaczymy uśmiechu na jej twarzy, kiedy zdobędzie dobrą ocenę. Nie będziemy mogli przytulić jej w trudnych chwilach i powiedzieć, że to nic takiego, że w życiu są ważniejsze rzeczy.
- Zawsze będziemy ją wspierać, przecież możemy do niej pisać nawet codziennie. Margaret, ona bardzo tego chce. Nie widziałaś jaka jest szczęśliwa? Ile radości jej to sprawia? Lily jest wyjątkowa, ma dar, którego nie może tak po prostu zmarnować. Później może mieć tylko i wyłącznie żal dla nas...
- A jeśli się coś stanie? - zapytała zaniepokojona pani Evans.
- Co to za głupota? Nic gorszego nie stałoby się tu. Wychowaliśmy rozsądną i odpowiedzialną dziewczynkę, która potrafi sama o siebie zadbać. Poza tym lepiej niech jedzie, niż ma się ukrywać przed wścibskimi oczami. To wielka szansa.
- Skoro tak uważasz. - odpowiedziała z powątpiewaniem pani Evans.
~~*~~*~~*~~
Lily z niepokojem obserwowała rodziców żegnających się z profesor McGonnagall. Wciąż nie znała ich decyzji. Może wcale się nie zgodzili? - pomyślała patrząc jak tata zamyka drzwi za nauczycielką. Rodzice uśmiechnięci odwrócili się w jej stronę.
- I? - zapytała niecierpliwie Lily patrząc na nich wyczekująco.
- No i mamy w domu czarownicę. - oznajmił z uśmiechem pan Evans.
- To znaczy, że się zgodziliście? - zapytała Lily z błyszczącymi nadzieją oczami - Naprawdę się zgodziliście?
- Musieliśmy się zgodzić. Tata nie dał mi innego wyboru. - odpowiedziała pani Evans śmiejąc się cicho i przytulając do siebie córkę. Po chwili jednak Lily wyrwała się z objęć rodziców. A w pokoju rozbrzmiał szaleńczy okrzyk radości.
– Pojadę! Jadę do Hogwartu! Słyszałaś Tuniu!? - spytała starszej siostry, która obserwowała tą scenę z kamiennym wyrazem twarzy - POJADĘ DO HOGWARTU! Pojadę do Hogwaru!

Petunia z niedowierzaniem patrzyła na tańczącą wokół własnej osi, radosną Lily, na śmiejących się rodziców, na podziw w ich oczach. Powoli docierało do niej sens, słów siostry i konsekwencje zaistniałej sytuacji. W uszach wciąż szumiało jej radosny okrzyk Lily. Policzki zadrżały jej niebezpieczne, a do wodnistych oczu zaczęły napływać jej łzy.
- ŚWIETNIE! - krzyknęła, wbiegając po schodach do swojego pokoju. Z dala od rodziców, Lily, czarownic, wszystkiego.
~~*~~*~~*~~
Rudowłosa dziewczynka biegła przez zaśnieżone ulice Cokeworth. Blade policzki miała czerwone od mrozu, ręce choć w wełnianych rękawiczkach schowane były do kieszeni puchowej kurtki. Szalik narzucony byle jak na szyje powiewał na wietrze niczym chorągiewka, a czapka wyglądała jakby zaraz miała spaść na brukowaną ulicę. Jedenastolatka zdawała się jednak w tym wszystkim nie przejmować. Na ustach miała szeroki uśmiech, a w oczach malowały wesołe ogniki. Radość zdawała się rozgrzewać ją od środka. Tak Lily Evans była dzisiaj najszczęśliwszą dziewczynką w Anglii, a może i na całym świecie.
Zadyszana zatrzymała się na rogu ulicy nerwowo rozglądając się dookoła. Tak naprawdę nie wiedziała nawet czy podąża w dobrym kierunku. Severus niewiele mówił o swoim domu. Nie sądziła też, żeby był zadowolony z jej wizyty. No cóż nie mogła przecież czekać z tym do następnego dnia! I tak rodzice nie pozwolili jej wyjść wczoraj wieczorem. Lily uspokój się i skup! Szłaś już tędy kiedyś, pamiętasz? Tak tylko, że w lecie wszystko wygląda inaczej! - pomyślała zdenerwowana omiatając spojrzeniem rzędy szarych, nieciekawie wyglądających domów. Gdzieś tu powinien być sklep introligatorski!
- O tam jest! - powiedziała do siebie rozpoznając znajomy szyld i popędziła w tamtym kierunku. Kilka razy o mały włos nie upadła ślizgając się po oblodzonym chodniku, za co w duchu dziękowała swoim ulubionym śniegowcom. Jeszcze kilka przecznic.. Wreszcie zatrzymała się rozpoznając znajomą uliczkę - Spinner's End widniał napis na zabłoconej tabliczce. Uśmiechnęła się z zadowolona - była niemal pewna, że to tu. Tylko jaki to był numer? - zastanawiała się gorączkowo patrząc na rzędy ceglanych domów. 29-ty? Niepewnie stanęła przed domem o tymże numerze. Teraz naprawdę nie mogła się dziwić dlaczego Severus chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Łagodnie mówiąc nie wyglądało zachęcająco.. Widok ten sprawiał wręcz upiorne wrażenie.
Dziurawa, przekrzywiona rynna, dach z którego zniknęła połowa dachówek, wyrwane z zawiasów, zbutwiałe okiennice skrzypiące przeraźliwie przy każdym nawet najlżejszym podmuchu wiatru.. Tylko smolisty dym wydobywający się z komina świadczył o tym, że mieszkają tu ludzie. Lily przełknęła głośno silne, zastanawiając się czy wszystkie niestworzone opowieść Petunii o Snape'ach były prawdziwe. Przecież to niczego nie zmienia.., Sev nadal jest moim przyjacielem i zawsze nim będzie. - zdecydowała w myślach niechętnie podchodząc do zardzewiałej furtki. Jednak po chwili zatrzymała się niepewnie. No.., Lily nie jesteś tchórzem! W kilku szybkich krokach pokonała dystans dzielący ją od drzwi. Nie mogąc znaleźć dzwonka zapukała energicznie kilka razy. Po kilku chwilach drzwi się uchyliły i oczom Lily ukazała się chuda, ciemnowłosa kobieta o bladej, zmęczonej twarzy.
- Lily zgadza się? - zapytała uśmiechając się ciepło. Lily potaknęła głową, odwzajemniając uśmiech. Tak jak profesor McGonnagall, pani Snape też idealnie wpisywała się w wyobrażenie Lily o czarownicach. Co prawda matka Severusa nie miała na głowie szpiczastego kapelusza, czarnego kota, miotły ani dziwniej zasłonowatej sukni. Była ubrana w prosty, szary sweter, jednak Lily podskórnie czuła, że w tej właśnie osobie kryją się magiczne moce.
- No nie stój tak w progu. - ponagliła ją pani Snape wpuszczając dziewczynę do środka. - Na pewno zmarzłaś. Chcesz coś do ciepłego picia, kakao, herbatę?
- Herbatę, poproszę. - odpowiedziała uprzejmie rudowłosa ciekawie rozglądając się po kuchni. Zupełnie nie przypominała tej, z którą Lily miała do czynienia na co dzień. W jej domu kuchnia była wesołym, lśniącym czystością pomieszczeniem, gdzie gromadziła się cała rodzina. Kuchnia w domu Severusa była miejscem zaniedbanym, wyglądającym nieco smutno i tak jakby rzadko tu ktoś kiedyś zaglądał. Pani Snape krzątała się wokół czajnika, wyraźnie zadowolona, że ma w domu gościa.
- Severus dużo mi o tobie opowiadał. Mówił, że urocza z Ciebie osoba, podobno doskonale się uczysz i masz przemiłych rodziców. I ogromne zdolności magiczne oczywiście. - mówiła przygotowując herbatę.
- Podobno przygotowałaś nawet samodzielnie Eliksir Słodkiego Snu. - powiedziała zerkając na nią ciekawie.
Lily zarumieniła się lekko, miała ogromną ochotę udusić pana Nietoperza za wygadywanie tych bzdur.
- Nie byłabym go wstanie uwarzyć, gdyby nie wskazówki Severusa. - bąknęła nieśmiało – Tak właściwie przyszłam, tu by mu o czymś ważnym powiedzieć. - zaczęła, ale pani Snape radośnie oznajmiła, że herbata już jest gotowa.
- Tak, tak, kochanie zaraz go zawołam. - powiedziała kobieta uśmiechając miło i stawiając przed nią szklankę z gorącą herbatą. - Tylko uważaj żeby się nie sparzyć.
Lily, jednak nie słuchała. Gdy pani Snape pochylała się nad stołem by postawić przed nią szklankę z gorącym napojem, ręce wysunęły jej się spod rękawów swetra.
- Co się pani stało? - zapytała głucho Lily z przerażeniem spoglądając na bladą, kościstą rękę kobiety, całą pokrytą brązowymi siniakami i fioletowymi plamami.
- Oh to nic takiego, naprawdę nic czym można by było się martwić. - powiedziała jakoś tak podejrzanie szybko. Ze sztucznym uśmiechem na ustach zasłaniając posiniaczoną rękę rękawem szarego swetra.
- Spadłam ze schodów, zdarza się. No to co? Pójdę zawołać Severusa. - oznajmiła zmieniając temat i zostawiając swojego osłupiałego gościa z nietkniętą herbatą. Po chwili w kuchni zjawił się zaskoczony Pan Nietoperz.
- Lily! Co tu robisz? - zawołał przysiadając się do sączącej herbatę przyjaciółki - Przecież mówiłem, że masz tu nie przychodzić. - powiedział patrząc na nią z zaniepokojeniem. - Nie wiesz, że to niebezpieczne? Nic ci nie jest? Nikt cie nie zaczepiał?
- Nie panikuj. Przecież widzisz, że żyję. Nic mi nie jest. - odpowiedziała Lily patrząc na niego z rozbawieniem. Severus odwzajemnił uśmiech, uspokojony, chociaż wciąż lekko na nią zły. Po Spinners End kręciły się różne podejrzane typki, nie mówiąc już o bezdomnych i pijakach. Wolał nawet nie myśleć co mogłoby się stać jak ojciec byłby w domu.
- To dlaczego przyszłaś? - spytał przyglądając jej się ciekawie.
- Bo się straszliwie za tobą stęskniłam – zażartowała Lily lekko się z nim przekomarzając. Na co Severus zrobił tak skonsternowaną minę, że Ruda cudem stłumiła wybuch śmiechu. - No nie, to też, ale tak naprawdę to przyszłam dlatego. - powiedziała wyjmując kopertę z kieszeni kurtki.
- Dostałaś list? - zapytał z zachwytem w oczach.
- Mhm. Profesor McGonnagall była u mnie wczoraj wieczorem. - oznajmiła z dumą.
- To dlatego wczoraj cię nie było?
- Noo częściowo. Wiesz rozpadało się. Sam widziałeś jaka była ulewa.. Przepraszam Sev, ale naprawdę nie mogłam.. - próbowała się usprawiedliwiać Lily - Chciałam ci powiedzieć, ale sam wiesz... A potem nasze spotkanie zupełnie wyleciało mi z głowy! Zziębnięta i przemoczona wchodzę do domu, a na kanapie siedzi profesor McGonnagall w tym swoim spiczastym kapeluszu!
- Twoi rodzice pewnie byli zaskoczeni. - stwierdził z uśmiechem, na co przyjaciółka roześmiała się serdecznie.
- Zaskoczeni? Dosłownie ich wmurowało! Szkoda, że nie widziałeś ich min, gdy oznajmiła, że od 1 września będę posiadała własną różdżkę i zgłębiała tajniki ważenia eliksirów, zrzucania zaklęć, transmutacji i Obrony przed Czarną Magią! - opowiadała z błyszczącymi oczami - A gdy przemieniła się w kota, to ja sama o mało co nie spadłam z fotela! I zgodzili się, żebym pojechała do Hogwartu oczywiście. Sądziłam, że będą na mnie źli. Mama nigdy nie lubiła przecież, gdy robiłam coś niecodziennego. A oni powiedzieli, że są bardzo dumni, że mają w domu czarownicę! Och Sev nawet nie wiesz jak się cieszę! Naprawdę myślałam już, że to wszystko pomyłka i nigdy nie dostanę tego listu..
- A jak zareagowała twoja mugo.., siostra? - zapytał ostrożnie, przypatrując jej się badawczo.
- Była zaskoczona, normalnie osłupiała, nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. - mówiła Lily, a uśmiech powoli znikał z jej twarzy ustępując miejsca przygnębieniu - Naprawdę nie wiem co w nią wstąpiło. Gdy tylko profesor McGonnagall wyszła z domu. Tunia z łzami w oczach pobiegła na górę, zamknęła się w pokoju i nie wychodziła do dzisiaj. Próbowałam z nią rozmawiać, ale wiesz jaka o ona jest – niczego nie da sobie niczego wytłumaczyć. Martwię się o nią. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywała. Nie wpuszcza nikogo, nawet nie zeszła na śniadanie..

Gdy tylko ta dziwaczna kobieta weszła do ich domu.. Brr.., Mimo wielkiego rozgoryczenia i łez wściekłości spływających po rozdygotanych policzkach Petunia wciąż nie mogła powstrzymać wrednego uśmiechu cisnącego się jej na usta.. To miała być przedstawicielka czegokolwiek? Bezguście, jak oni mogli się normalnie poruszać w tych.. zasłonowatych workach? I co z tego, że była dziwacznie ubrana? - pomyślała wybuchając histerycznym płaczem - Sama jej obecność potwierdzała istnienie tej durnej szkoły. To zawsze była Lily. - stwierdziła zaciskając palce w pięści - Popatrz! Lily narysowała śliczny obrazek. Widzisz kochanie twoja siostra tak świetnie się uczy! Lily pomogła pani Harrbot nieść zakupy. Lily jest wyjątkowa, grzeczną utalentowaną dziewczynką, a ty jesteś zwyczajnym śmieciem. Nic się liczysz, jesteś mugolką, gorszą, wstrętną mugolką. M U G O L K Ą!
Petunia przytknęła spocone czoło do zimnej ściany, uspokajając się nieco. Na jej końskiej twarzy widniał teraz dziwny wyraz determinacji. Może to było niesprawiedliwe.., może zasłużyła sobie na to zasłużyła, ale wiedziała jedno - nie zamierzała bezczynie obserwować kolejnego cichego zwycięstwa siostry, nie chciała dłużej pozostawać w cieniu. Otarła łzy rękawem ślicznego, różowego sweterka i zdecydowanym krokiem podeszła do mahoniowego biurka. Spojrzała na przygotowaną wcześniej kopertę. Może to wcale nie był taki głupi pomysł? - pomyślała wyciągając z szuflady pióro i czystą kartkę papieru. Brakowało tylko ciemnozielonego atramentu.. No cóż będzie musiała spróbować obyć się bez tego. Lekko drżącymi dłońmi chwyciła stalówkę pióra. Po chwili kartkę papieru pokrywały już staranie, okrągłe litery.

Petunia Evans Cokeworth 31 marca 1971
Lavender Street 14, Cokeworth
HOGWART SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
( Order Merlina Pierwszej Klasy,
Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha,
Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)


Szanowny Panie Dyrektorze

Zwracam się do Pana z gorącą prośbą o przyjęcie mnie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart...

______________________ 

A teraz ogłoszenia..

1. Na wstępie chcę podziękować za komentarze (ten ostatni dostałam bodajże od żelkowatej z zapytaj). Oczywiście chciałabym by pojawiało ich się tu trochę więcej. Miło jest wiedzieć, że ktoś to jednak czyta i nawet te moje bazgroły do kogoś przemawiają, a właściwie d0 dwóch ktosiów :)

2. Rozdział miał się pojawić już w sobotę, a opublikowany został dopiero w poniedziałek. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że gdy usłyszę od rodziców hasło: wycieczka w góry, o odmowie mowy być nie może. Ogólnie rzecz biorąc zakładam, że dopóki będę w stanie się wyrabiać... (czyli w okresie wakacyjnym, początek roku szkolnego), kolejne rozdziały będą się pojawiać w 3/4-dniowych odstępach. Chociaż nie wiem jak to będzie wyglądało od przyszłego tygodnia, gdyż słyszę stąd i zowąd jakieś wzmianki o dłuższym (2-3 tygodniowym) wyjedzie, na który miałabym jechać wraz z rodzinką. Na razie nic jednak nie jest pewne. Gdybym znikła, jednak w tajemniczych okolicznościach to wiedźcie, że w żadnym wypadku nie porzucam bloga tylko wyjeżdżam na jakiś czas. 
 
3. Jak może zauważyliście (a zakładam, że ślepi nie jesteście^^), trochę się pozmieniało. Chodzi głównie o szablon, który zawdzięczam Niezrównoważonej z Wioski Szablonów. Jestem normalnie w szoku, nigdy nie śniłam nawet, że gdzieś tam hen w blogosferze może istnieć takie cudo i, że całkiem przypadkowo na nie natrafię. Nieśmiało powstały też zakładki (myślę, że z czasem będzie ich więcej). Ta o bohaterach zostanie opublikowana wraz z rozdziałem 6 zawierającym opis Ceremonii Przydziału. Od dzisiaj również można zaobserwować bloga.

4 komentarze:

  1. Wrzesień jest później od marca, więc nie rozumiem, czego nie rozumiesz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No.. tak. Moja głupota czasem mnie rzeczywiście przeraża.. Aa..! Teraz powinnam się zamknąć w szafie i przez miesiąc nie wychodzić.. :) O ironio dostałam się do klasy z poszerzoną, a właściwie b a r d z o p os z e r z o n ą matmą.. Agrr.. chyba tam umrę. Jak ja się tam w ogóle dostałam? Nadrobiłam innymi ocenami i egzaminem -.-. No cóż.. jak liczę na pomoc ze strony moich kujonowatych kolegów.. i niezastąpionej przyjaciółki ;] No dobra przestaję dramatyzować.., w końcu ocen z matmy nie miałam najgorszych. Co do moich wątpliwości to było tylko częściowe zaćmienie mózgu. A tak nawiasem mówiąc, dzięki! Już poprawiam.. :]

      Usuń
  2. Na Potterowej Wikii jest strasznie dużo błędów. Niejednokrotnie chcialam coś szybko sprawdzić a ostatecznie musiałam wertować Tezaurusa. No nic...
    Co do rozdziału to na początek nigdy nie spotkałam się jeszcze z jakimś większym przedstawieniem mugolskiego życia Lily. Miło jest przeczytać co działo się zanim została pełnoprawną czarownicą, stara szkoła, stare przyjaciółki.
    A teraz kwestia następujca - jakże mi jest szkoda Petunii... Ogólnie rzecz biorąc wcale nie dziwię się jej reakcji. Po tym jak opisałaś jej odczucia, to że była spychana przez siostrę na drugi plan ( i to jeszcze nieświadomie, co jest o wiele gorsze według mnie ) nie dziwię się, że chciałaby się móc czymś w końcu wykazać, a tu kolejna świetna rzecz mija jej koło nosa. Poza tym powiedzmy sobie szczerze kto nie chciałby zostać czarodziejem ;).
    Pozostaje teraz mi czekać na Lily w Hogwarcie.
    Ah już wiem co chciałam jeszcze dodać. To jak piszesz o czasach Huncwotów jest takie trochę inne od wszystkich blogów, które czytałam. Tam z grubej rury - James i "kocham się Lily" w pierwszej pierwszym rozdziale. Czuję, że u ciebie to nie będzie tak ad hoc. Poza tym to ładnie i wnikliwie zagłębiasz się w bohaterów, ich psychikę i działania.
    No dobra, bo zaczynam się rozpisywać, a nie chcę cię tu zamęczać moimi wywodami na jakieś tam dziwne tematy.
    Czekam czekam ;)
    I zapraszam jeśli cię zainteresuje, jeśli jednak nie, nie zmienia to faktu, że masz kolejną czytelniczkę :D
    [malfoy-issue.blogpost.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. dalej, dalej, dalej!:)

    Zapraszam : http://welcomeismylife.blogspot.com/2013/07/teraz-juz-wiem-ze-naukowcy-sie-myla.html

    Pozdrawiam, Jo;)

    OdpowiedzUsuń